WARSZAWA, 15 grudnia 1926 R.
Przemówienie na posiedzeniu sejmowej komisji budżetowej
Poruszono tu sprawę stosunku Korpusu Kontrolerów Ministerstwa Spraw Wojskowych do kontroli państwowej. Nie pisałem ustawy o tej kontroli, zresztą cała kontrola tyczy się roku 1925, co mnie obchodzi inaczej, niż panów. Mnie w kontroli za r. 1925 obchodziła tylko kwestia, dlaczego ja mam być obciążony deficytem 65 milionów, co stanowi poważną ujmę w całej gospodarce wojskowej.
Poruszę dwie rzeczy najważniejsze. Pierwszą jest budżet wojskowy i sposób wydatkowania miesięczny w porównaniu z budżetem, pisanym na rok, a nawet na pięć lat, jak niektórzy panowie twierdzili. Okazuje się zawsze taka dzika sprzeczność, gdy wydatki miesięczne porówna się z jakimkolwiek planem rocznym, a cóż dopiero pięcioletnim, że wydaje mi się po prostu fikcją trzymanie się jakiegokolwiek planu.
Nieraz w dyskusjach zwracałem uwagę na to, że należałoby dojść chociaż do kwartalnego obliczenia, a nie mieć całej biedy, związanej z wydatkami miesięcznymi. Jeżeli na innych resortach nie odbija się to tak silnie, jak na wojskowym, to jest wynikiem tej prawdy niezbitej, że inne mają przeważnie tylko gaże, gdy wojsko ma bardzo skomplikowaną gospodarkę, związaną z wyżywieniem, ubraniem, mieszkaniem ludzi. Ta gospodarka cierpi bardzo, gdy musimy się liczyć tylko w wydatkami miesięcznymi.
Dzięki poprawieniu się ogólnej sytuacji finansowej wojsko teraz mniej cierpi. Jak referent podniósł, przy teraźniejszej gospodarce znacznie mniejsza ilość pieniędzy zostaje dla skarbu z tytułu niewydania. Dzieje się to dlatego, że wydałem rozkaz wydawać wszystko, choćby na złość, żeby nie oddawać skarbowi z powrotem, a po drugie dlatego, że ogólna sytuacja finansowa się poprawiła i można liczyć choć nie na pewno, że miesięczny wydatek będzie przynajmniej taki sam, jak poprzedniego miesiąca.
Jest to nieszczęściem całego naszego budżetowania, a zwłaszcza nieszczęściem dla wojska, że budżet roczny staje się zwykle fikcyjnym, gdyż trudno sobie powiedzieć zawczasu, jak za 12 miesięcy będzie wyglądał odcinek miesięczny. Ja twierdziłem zawsze, że z ogólnego planu budżetowego zostają tylko jakieś urywki ogólne, jakieś ogólne prawdy, które jednak nie są dostatecznymi wytycznymi dla trzymania się ścisłego nawet budżetu rocznego, a cóż dopiero jakichś planów na dalszą metę. Jest to ogólna nasza wada, wprowadzona nie przez rząd, który ja reprezentuję, ale, zdaje mi się, że to był poseł Jerzy MICHALSKI. Pan dostatecznie działał przeciw wojsku, ja się temu przyglądałem. Ale zostało to odziedziczone przez nasz rząd i stanowi jedno z przekleństw gospodarki wojskowej. Jeżeli dodamy do tego stały, nagły wzrost cen, który czyni każdy budżet nierealnym, to musicie panowie przyznać, że nie znajdziecie żadnego administratora, który by nie był zmuszony do ciągłego łatania sytuacji.
Jeżeli np. weźmiemy budownictwo, to jest ono po prostu klęską, gdyż żaden inżynier ani budowniczy nie może budować domu, nie będąc pewnym, czy nazajutrz nie zatrzyma roboty. Wskutek obcinania oszczędnościowego rozmaitych budżetów cierpi specjalnie budownictwo. Dlatego nie ma dziś mowy o jakimś planie budowniczym dla żadnego działu. Byłoby to fikcją, o której można pisać i mówić, ale której nie można wykonać. Dlatego mamy gmachy, podprowadzone pod dach, które jednak stoją niedokończone, staja się ruiną, wskutek deszczów i śniegów procent ich wartości coraz bardziej maleje.
Przy takim nieszczęsnym budżetowaniu odbija się to szczególnie na funkcjach wojskowych. Zawsze krytycznie odnoszę się do administracji wojskowej, ale muszę uwzględnić te trudności, które mają ci ludzie, zmuszeni wykręcać się, jak piskorz, z nieszczęścia miesięcznych budżetów, a tym bardziej, proszę księcia, nie można się trzymać planów pięcioletnich.
Historia pracy wojskowej uczy, że system oszczędnościowy, który był czy to skutkiem inflacji czy drożyzny, dotykał głównie 3 rzeczy: budownictwa, które obcinano, koni, które stanowią najdroższy element w wojsku dla przekarmienia, a których liczby zmniejszono bardzo znacznie, a wreszcie rezerwy zaopatrzenia, a to dlatego, że była umieszczona w nadzwyczajnych wydatkach.
Ja kazałem to pomieścić w wydatkach zwyczajnych dla uniknięcia ścinania w mechaniczny sposób. Chcę jednak powiedzieć w sprawie rezerwy zaopatrzenia, że mam tu pewne specjalne wahania i wątpliwości, czy ta rezerwa jest głównym momentem, który nam jest potrzebny, jeżeli ją pojmiemy w ten sposób, że magazyny powinny być zapełnione, a obliczone w stosunku do rozbudowy wojska na 10 czy 12 lat naprzód.
Już kiedy pracowałem na placu Saskim, z pewnym sceptycyzmem patrzałem na usilne starania zrobienia planu na szereg lat w stosunku do wojska, nie dlatego, że to się tyczy Polski, ale dlatego, że sposób prowadzenia wojsk w ogóle musi podlegać rewizji. Poród nowych koncepcji jest bardzo ciężki i powolny, a tymczasem obciążenie teoretyczne dąży do tego, aby wojsko budować na wzór tego, co było przed r. 1914, i to nie tylko dlatego, że ten wzór istnieje jeszcze i myśmy się do niego przyzwyczaili, ale i z tego powodu, że we wszystkich państwach, także i u nas, wielkim ciężarem jest masa oficerów, którzy do czego innego nie są zdatni, jak do pracy według wzorów sprzed r. 1914, i którzy ciążą na budżecie w bardzo silny sposób. Tak samo dzieje się u naszego sąsiada zachodniego i we Francji, a najmniej może w Anglii, która umiała z tego wybrnąć cesarskimi cieciami.
Nowy system rodzi się bardzo powoli. Podniesiono tu sytuację polityczną, na którą ja zapatruję się nie tak pesymistycznie, jak panowie. Ale faktem jest, że wojsko dotąd nie zostało skasowane i wszędzie istnieje, a wiec tym bardziej powinno istnieć i w Polsce, która przez nikogo nie jest gwarantowana i w wielkiej części jest pozostawiona samej sobie. Przeróbka pracy wojskowej nie da się dokonać w sposób taki, jaki proponował poseł Herman LIEBERMAN, który mógł spokojnie powiedzieć, że nasz budżet wojskowy jest zbyt jednostronny i powinien uwzględnić także mobilizację moralną i materialną całego narodu na wypadek wojny i dlatego należy budżet wojskowy zmniejszyć. Tak patrzeć na pracę wojska nie wolno, dopóki się ma wojsko. Co innego, jak wojsko się usuwa. Dopóki istnieje, trzeba się starać, aby było jako tako dobre, i wtedy trzeba na wojsko płacić.
Wiec sadziłem, że rezerwa zaopatrzenia, to jest zapełnienie magazynów, które by zaopatrywały armię w dostateczne ilości w razie wybuchu wojny, lecz przy tej sumie doświadczeń, które zostały zrobione do dzisiejszego dnia, nie da się tego nigdy osiągnąć bez nagłego wkładu większych pieniędzy. Dlatego też szukałem sposobu przerzucenia ciężaru na inne prace, zabezpieczające pod tym względem przynajmniej pierwsze dnie jakiegoś konfliktu zbrojnego, do którego byśmy przez nieszczęście może kiedykolwiek doszli. W stosunku do rezerwy zaopatrzenia odnoszę się nieco bardziej sceptycznie, niż poprzednio, ze względu na doświadczenia tylu lat, gdyż zawsze je obcinano i rezerwa ta była kozłem ofiarnym, nad którym znęcali się panowie, a także z musu ten czy inny minister spraw wojskowych. Gdyby panowie się zgodzili na zdanie posła Seweryna CZETWERTYŃSKIEGO, aby to nie podlegało „virement” na następny rok, nie mam nic przeciwko temu, sądzę jednak, że można mieć pewne zastrzeżenia. Jakbym bardziej kładł nacisk n uzbrojenie, które wymaga także bardzo znacznych wkładów pieniężnych, jeżeli mamy być lepiej przygotowani.
Drugą rzeczą, którą chciałbym poruszyć, jest administracja. Poseł Karol POLAKIEWICZ żądał wprowadzenia etatów, dlatego, że obiecał to gen. Kazimierz SOSNKOWSKI, a poseł Lieberman mówił to samo, powołując się na gen. Lucjana ŻELIGOWSKIEGO. Skarżyli się oni na przerost administracji w porównaniu z wartością samego obiektu, którym się administruje. Jest to niewątpliwie jedna z największych bolączek naszej armii. Otóż muszę powiedzieć, że przerost administracji jest cechą charakterystyczną wszystkiego, co robią Polacy. Wszędzie administracja zjada dochody przedsiębiorstw nawet prywatnych. Jest to również chorobą naszego wojska. Dla usprawiedliwienia siebie powiem, że, niestety, jestem obciążony dziedzicznie bardzo silnie. Dźwigam na sobie prace nie tylko wojska polskiego, ale i prace Józefa II i Katarzyny II, jako dziedzicznie obciążony zwyczajami, pod tym względem bardzo odległymi. Jednym z największych kłopotów wojska jest obecnie rozmieszczenie oficerów tzw. administracyjnych, których liczba rośnie wskutek dyskwalifikacji oficerów do pracy liniowej. Są to nie tylko ludzie ranni lub kontuzjowani, ale mnóstwo nieużytków wojskowych, któreś my w siebie wchłonęli podczas szybkiego tworzenia wojska w latach 1919 i 1920 w tak wielkiej liczbie, że stało się to prawdziwym ciężarem dla wojska.
Powróciwszy do armii, zastałem w niej wielu ludzi zdyskwalifikowanych, ludzi, którzy brali pensje, nic nie robili i siedzieli u sienie w majątkach, oraz administrację większą, niż zostawiłem. Jestem znany w armii z zaciekłej walki z przerostem administracji i zarzutu, abym się do niego przychylał, zrobić mi chyba nie można. Jestem zwolennikiem rzucania człowieka na głęboka wodę – niech sobie radzi, a jak nie poradzi, to utonie. Panowie zaś właśnie waszymi prawami nie dajecie mu utonąć, robicie sztuczne pęcherze i ja walczę z tymi prawami, które nie dają utonąć wszelkim niedołęgom.
Bywały wypadki, że ktoś, wydalony ze służby za nadużycia, stawał się przedmiotem zazdrości tych, którzy zostawali, bo nie umieli czy nie zdążyli zrobić nadużyć. Dzieje się to wszystko na podstawie praw, przez panów uchwalonych. Jeśli ktoś poda się do dymisji, co często uważam za szczęście, to emeryturę płaci minister skarbu. Płacimy emerytury nie tylko za polską służbę, ale i za służby dawniejsze każdemu, kto się zgłosi. Jestem zwolennikiem skrócenia administracji, lecz jeśli panowie sadzicie, że przy tych prawach, któreście uchwalili, jest to możliwe w szybkim czasie, to się grubo mylicie.
Podniesiono tu sprawę ryczałtowej gospodarki. Dała ona dużą oszczędność i możność wybrnięcia po nagłym i ogromnym obcięciu budżetu za ministra ŻELIGOWSKIEGO. Biedny gen. Żeligowski nie mógł sobie dać rady z sytuacją, wówczas powstałą, a to obcięcie jest też zasługą panów. Minister Żeligowski był tu, mówiąc po rosyjsku, „biez winy winowat”. Takie sytuacje zmuszają później do łatania.
Administracja – to nie tylko praca oficerów nieliniowych, ale i żołnierzy. Procent ludzi, zatrudniony w administracji, w porównaniu z zatrudnionymi w wyszkoleniu żołnierza, wzrasta stale. Dzieje się to niejednokrotnie również skutkiem niemożności przekroczenia praw, wydanych przez panów. Dowódcy ambicjonują się do pracy gospodarczej i administracyjnej i często z tego punktu widzenia bywają też oceniani, choć rzadko dobry administrator jest jednocześnie dobrym dowódcą wojskowym. Czy uda mi się zadowolić nie tylko panów, ale i siebie, o co mi zawsze idzie, w walce w przerostem administracji, i postawić wojsko wyżej, niż inne działy – nie wiem, bądźcie jednak panowie pewni, że dołożę wszelkich starań, aby wojsko wyprzedziło pod tym względem wszystkich innych.
Dążenie do skrócenia służby wojskowej jest zjawiskiem stałym na świecie. Wybuch wojny zastał we wszystkich państwach, z wyjątkiem Rosji i Francji, dwuletnią służbę wojskową. U nas – zwracam uwagę panów na materiał wojskowy, jakim rozporządzamy. Polski żołnierz uczy się wojenki bardzo szybko, lecz nigdy dokładnie. Jest trochę lekkomyślny i łatwo przechodzi do porządku nad swymi obowiązkami. Białorusin i Rusin uczy się znacznie trudniej, lecz jest dokładniejszy, niektórzy oficerowie specjalnie cenili sobie ten materiał. Dla naszego więc żołnierza skrócenie służby wojskowej nie jest pożyteczne. Zmuszenie żołnierza do powtórzenia pewnych ćwiczeń więcej razy mechanicznie przyzwyczaja do dokładności.
Drugi wzgląd – to wielka ilość analfabetów. Gdy żołnierz przejdzie już szkołę, będzie to wielka ulga, lecz póki procent analfabetów jest tak wielki, trudność skrócenia służby jest duża. Ten materiał, jakim rozporządzamy, nie nadaje się do skrócenia służby.
Trzeci wzgląd – to właśnie przerost administracji, który sprawia, że wypuszczamy wielu ludzi, którzy właściwie przeszli przez wyszkolenie krótsze, niż przepisowy czas służby. Służba bowiem w istocie trwa u nas krócej, bo ze względów oszczędnościowych skracamy ją, gdy tylko można, pod różnymi pozorami, aby nie być zmuszonymi żywic żołnierzy. Robimy więc oszczędności, do czego w swym czasie zmuszał p. MICHALSKI, na co skarżył się minister Kazimierz SOSNKOWSKI, gdy byłem jeszcze Naczelnikiem Państwa. To samo jednak i ja niekiedy stosować muszę. Służba więc efektywnie jest dość znacznie skrócona. Szukam jednak wyjścia z sytuacji i może przyjdę z odpowiednim projektem. Mamy, mianowicie, różne części wojska, które wymagają rożnego czasu dla wyszkolenia. Jazda, konna artyleria, wojska łączności, pewne części broni technicznej, lotnicy – to są różne rodzaje broni, które wymagają jedne dłuższego, inne krótszego czasu służby.
A cóż dopiero mówić o większości wojska, o piechocie, której praca ćwiczeniowa staje się coraz bardziej skomplikowana, tzn. że coraz trudniej być dobrym piechurem, a mimo to ciągle i w wojsku, i w pojęciu panów liczymy się tylko ze stanem sprzed 1914 r., kiedy to broń główna nie była tak skomplikowana i kiedy wszystkie oszczędności robiono na jej skórze. Trzeba się jednak zastanowić, czy można robić oszczędności kosztem piechoty, która dziś używa kilu rodzajów broni i wymaga wyćwiczenia w używaniu tych broni osobno i w kombinacjach rozmaitych. Trzeba się nad tym zastanowić, gdyż toby dało pewne oszczędności i z drugiej strony dałoby zadowolenie, że pewna część ludzi mogłaby służyć znacznie krócej.
Ale w takim razie stanęlibyśmy w zupełnej sprzeczności z zasadą powszechności służby wojskowej; jeden służyłby dwa i pół lata, a drugi tylko pół roku. Ze stanowiska techniki wojskowej to wystarczy, ale nie wiem, czy wystarczy dla zasady komukolwiek. O tym nieraz myślałem, gdy rozmyślałem o sposobach skrócenia służby wojskowej i zmniejszenia ciężaru, który powstaje przy pewnym kontyngencie i przy pewnej organizacji armii.
Drugą zaś ważna dla skrócenia służby sprawą jest kwestia ludzkich zdolności pedagogicznych. Żądać od oficera, żeby był dobrym dowódcą, a równocześnie zdolnym pedagogiem, to jest rzecz trudna i obawiam się, że gdy zwiększymy nacisk w kierunku szybkiego nauczania żołnierzy, staniemy wnet przed kryzysem, przed którym stanęły wszystkie armie, przed kryzysem jak gdyby konieczności podziału korpusu oficerów na dwie kategorie, tych cop uczą i tych od reszty służby. A każdy z panów był w szkołach i wie, że zdolnych pedagogów jest mało. Ja sam, który miałem do czynienia niegdyś z bardzo niezdolnymi pedagogami, śmiem twierdzić, że zdolność pedagogiczna jest słabo rozsiana po świecie. Ten kryzys w pedagogice wojskowej jest jednym z ciężkich problematów, bo przeważna część oficerów nie jest przygotowana do szybkiego przeszkolenia większej ilości materiału ludzkiego.
Ja to wiem po sobie, bo sam jestem też złym pedagogiem, i ile razy musiałem uczyć, tyle razy byłem wściekły i robiłem przykrości tym, których uczyłem. Dodajmy jeszcze jedno – że również ten materiał oficerski musi być przez dłuższe ćwiczenie przygotowywany, nim zacznie pracować tak szybko, jak sobie życzą panowie, wołający o skrócenie czasu służby wojskowej.
To są moje zastrzeżenia i ten projekt, z którym może wystąpię i nad którym radzę zawczasu się zastanowić, będzie szedł w kierunku technicznym, to znaczy w kierunku skrócenia służby wojskowej tylko dla pewnej części wojska, ale czy to zadowoli żądanie powszechności służby wojskowej, to jest kwestia, którą panowie będziecie musieli wziąć na siebie.
Mówiono o przysposobieniu wojskowym. Naturalnie, że daje ono dużo, bo uwalnia od szkoły rekruckiej, ale też tylko tyle, bo nie jesteśmy pod względem urządzeń przygotowani na to, żeby dać coś więcej. Wszelkie próby, żeby pójść tą drogą dalej, spotkałyby się z wydatkami tak znacznymi, że wyniosłoby to znacznie więcej, niż panowie chcecie uchwalić w budżecie. Bo jeśli sądzicie, że ideał szwajcarski nie kosztuje, to się grubo mylicie – kosztuje on znacznie drożej, niż przeciętny wydatek na żołnierza gdzie indziej, ponieważ wtedy istnieje mus trzymania całego mnóstwa instruktorów, rozsianych wszędzie, mus trzymania materiału dla kształcenia po magazynach i magazynikach, tak, że nie wiem, czy panowie odważylibyście się na taki system, na który ja zaraz zażądałbym miliard, aby go wprowadzić w ciągu dobrych kilkunastu lat. Przysposobienie wojskowe jest bardzo pożądane, u nas jest ono oparte dotąd na pracy ochotniczej. Ja zresztą staram się rozszerzyć te próby znacznie dalej ze względu na to, że otrzymuje się materiał przeszkolony w początkowych rzeczach, ale poza tym niewiele z tego korzyści.
Wreszcie jedna rzecz – usuniecie pośrednictwa przy dostawach. Opuszczam ręce, mówię to szczerze. Dziwię się, że panowie tego wymagacie od wojska, kiedy sami macie z tym ciągle do czynienia i tego zrobić nie możecie. Przecież my jesteśmy państwem „pasków”, gdzie pośrednik ma ogromne dochody. Jest to zorganizowana praca i u nas jest ona prawem dla każdego. Boję się, że wojsko nie jest w stanie wyprzedzić pod tym względem wszystkich panów osobiście. Jeżeli panowie mówią o małorolnych albo o włościanach, jak wojsko do nich trafi ?
Każdy pułk musiałby mieć swych agentów, którzy by to zbierali. Nie wiem, czy producenci są do tego przyzwyczajeni, czy wojsko da sobie radę z takim procederem. Jeżeli gdziekolwiek takie próby były czynione, ciekaw byłbym takich prób … Być może przed wojną. Nie chciałbym zanadto powoływać się na te próby, dlatego, że zazwyczaj przy bliższym zbadaniu okazują się one zawodnymi. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby się to udało, ale bez wypróbowania twierdzić nie można, że to łatwo da się zrobić, że prostym rozkazem da się załatwić.
Streszczam się – najważniejsze wady w naszym wojsku, to miesięczne budżety. Ja to odziedziczyłem, a z zarządzenia rządu mamy tera przynajmniej to, że wydatki miesięczne są już na kilka miesięcy jednakowe. Daje to znaczną poprawę.
Druga rzecz – to przeciążenie wojska żywiołami administracyjnymi. Z tym walczę. Liczę na to, że przy usilnych staraniach moich i mych podwładnych zdołam zwalić ciężar na ministerstwo skarbu, przez pozbycie się oficerów tzw. administracyjnych, dla których nie znajduje się pracy w wojsku.
Trzecia rzecz – co do służby wojskowej, może wystąpię z projektem skrócenia tej służby w sposób zróżniczkowany, przecząc w ten sposób zasadzie powszechnej służby wojskowej, gdyż dotąd wydawało mi się to jedynym sposobem, który prowadzi do skrócenia służby przynajmniej dla części wojska.
Czwarta rzecz – to rezerwy zaopatrzenia. Mam swoje duże wątpliwości wobec tego, że dotąd najzupełniej się nie udaje. A chcę większy nacisk położyć na uzbrojenie.