Dnia 3 kwietnia 1929 roku zostałem wezwany na godzinę trzynastą do Inspektoratu, gdzie Pan Marszałek przebywa obecnie, gdy ma dużo roboty z inspektorami armii.
Dyżurny żandarm, siedzący w klatce schodowej, wysłanej biało – czerwonym chodnikiem, zatelefonował do adiutantury o mym przybyciu i wskazał mi drogę po schodach na piętro.
Drzwi poczekalni otworzył major pułku szwoleżerów (Kazimierz) BUSLER i poszedł meldować do Komendanta. W poczekalni nie ma nic prócz wieszadła, stołu, kanapy i paru krzeseł. Umeblowanie bardzo skromne.
Za chwilę major wyszedł, mówiąc, że Pan Marszałek prosi. Przeszedłem wielki, wysoki, nieprzytulny pokój, umeblowanie którego stanowi wielki stół, nakryty zielonym suknem, i łóżko stające za stołem, z daleka od ściany.
Całość sprawia wrażenie nieprzytulnej tymczasowości.
Drugi gabinet, od strony dziedzińca, jest bardziej ciepły i przytulny. Stoi tu również wielki stół, cały zarzucony aktami i mapami, za którym w fotelu siedzi Komendant w rozpiętej kurtce strzeleckiej i pantoflach, paląc papierosa. Niedaleko Komendanta na pliku papierów leży, jako przycisk, duży, czarny, oksydowany pistolet Browning.
Na rozkaz Pana Marszałka siadam po przeciwnej stronie stołu, po czym Komendant oświadcza mi, iż wezwał mię, w zastępstwie chorego premiera (Kazimierza) BARTLA, głównie w tym celu, abym zaniósł premierowi polecenie „zbesztania” ministrów za brak pracy, politykomanię i „chodzenia do Sejmu”.
Tu Pan Marszałek odłożył papierosa i tak mówił dalej: „Jest trzech ludzi, gdzie jest źródło władzy w Polsce: Pan Prezydent, ja i pan BARTEL. Niechże więc ministrowie szukają wiedzy u tego źródła, a nie w Sejmie, który będę teraz traktował jak Sejm pana (Macieja) RATAJA”.
Dalej dał mi Komendant kilka poufnych zleceń do premiera BARTLA i kazał go prosić, by nie wychodził z sypialni do biura, gdyż jest jeszcze chory, osłabiony i był spocony, gdy Pan Marszałek był u niego po raz ostatni.
Nazajutrz Komendant ma zamiar odwiedzić premiera BARTLA w Prezydium Rady Ministrów, prosi więc o dobre napalenie w piecach, gdyż w pokojach Prezydium panuje zawsze zimno, a Komendant nie chce wstępować w ślady pana BARTLA i przeziębić się teraz, gdy wiosna za pasem.
Niestety pogoda jest fatalna, zmienna i mimo kwietnia, jak mówią dzieci: „sasanek nie chce wyjść !”
Komendant śmiał się serdecznie z tej charakterystyki pogody, przekazanej Mu przez dzieci i, patrząc w zachmurzone nagle niebo za oknami, powtórzył smętnie parę razy: „Tak, sasanek nie chce wyjść, to i ja czekam też lepszego czasu”. Wobec tego nie jest pewne, czy nazajutrz Pan Marszałek wybierze się do Prezydium Rady Ministrów. Wszystko będzie zależeć od pogody.
Komendant wygląda dobrze i mało kaszle, szkoda więc byłoby, gdyby się zaziębił.
Pożegnałem się i pojechałem do premiera BARTLA, by mu powtórzyć polecenia Pana Marszałka.