Warszawa, 23 maja 1926 r.
Sprawozdanie ze spotkania korespondenta francuskiego prawicowego dziennika „Le Matin” Jules SAUERWEINA z Marszałkiem PIŁSUDSKIM w Sulejówku.
Witając dziennikarza Piłsudski powiedział, co następuje:
- Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę pana dziś przyjąć u siebie. Musiałem odmówić wszelkiej rozmowy dwom pana kolegom, którzy weszli do tego ogrodu bez mego pozwolenia. To miejsce jest bardzo spokojne, chociaż może pan tu zobaczyć lance i konie. To moi ułani chcą koniecznie mnie pilnować.
- Zaczynam widzieć jasno – rzekł mi on, przeciągając rękę po czole – mój obowiązek i moją drogę. Po tej dwudniowej walce byłem zupełnie wyczerpany fizycznie i moralnie. Tej walki nie tylko nie szukałem, ale chciałem jej uniknąć za wszelką cenę. Byłbym jej uniknął, gdyby nie było wśród żołnierzy tłumu cywilów, którzy z podziwu godnym lekceważeniem niebezpieczeństwa, przeszkadzali manewrować karabinami maszynowymi.
- Były w tej walce sceny cierpienia nadzwyczajne, bez precedensu. Żołnierze robili wszelkie możliwe wysiłki, aby ochronić swych przeciwników i ludność cywilną. Na szczęście od samego natarcia zdobyliśmy sześć dział samochodowych, które posiadali nasi przeciwnicy. Gdyby nie to, byłoby dużo więcej ofiar. Często bitwę wstrzymywano, aby dać przejść kobiecie lub dzieciom.
- Mówi się, że wojna cywilna jest również okrutna, jak każda inna. Przeciwnie, u nas była ona bardziej rycerska. Żołnierze, którzy uwierzyli wówczas, że muszą do siebie strzelać, stali się znów dobrymi kolegami. Natomiast oficerowie przebaczają sobie mniej łatwo i będzie pewnie parę pojedynków.
- Z punktu widzenia technicznego ta smutna bitwa była cudowna. Nasi, w obliczu swych przeciwników, walczyli bez zarzutu. Dzisiaj prosiłem nawet sztab o dokładne przestudiowanie metody bitwy warszawskiej dla nauki. Wytrzymałość niektórych oddziałów była zdumiewająca. Jeden pułk kawalerii przybył do mnie z Ostrołęki. W ciągu jednego dnia przebył on 120 km, mimo to nie chciał wypocząć i wziął udział w wielkim manewrze nocnym, dzięki któremu nasi przeciwnicy zostali otoczeni.
- Ale - dziennikarz francuski pyta Marszałka – nie obawia się Pan opozycji niektórych dzielnic ?
- Prawda, że Poznańskie jest dzielnicą zupełnie różną od Warszawy, jego kultura jest zupełnie inna, poziom materialny dużo wyższy. Trzeba będzie czasu, żeby ułożyć to wszystko. Nie wierzę, aby parlamentarzyści mogli tego dokonać. Co zaś do opozycji kilku generałów, nie obawiam się jej. Kiedy chcieli iść na Warszawę, przeciąłem szlaki kolejowe swoim pułkiem czołgów. Dało im to czas do namysłu. Zresztą, żołnierze są ze mną. Moimi wrogami są generałowie zdemoralizowani i stronniczy.
- Niech mnie pan nie pyta, co będę robił w przyszłym tygodniu. Mam wybór środków i zdecyduję, gdy przyjdzie czas. Jeśli mogą być jakieś wahania w wyborze środków, kiedy się chce pozostać w ramach legalności, to nie ma ich tam, gdzie celem jest ocalenie Polski. Tylko sposób rządzenia oparty na silnej władzy może dać tu dobre wyniki. Nie będę gwałcił Konstytucji, ale nie cofnę się przed moim obowiązkiem.W tej chwili wchodzi Pani PIŁSUDSKA, podają herbatę i papierosy.
- Nie chciałbym -mówi Marszałek – aby pan odjechał, nie zobaczywszy moich córeczek. Jedna ma sześć, druga osiem lat, to prawdziwe frygi. Jadwigo i Wando, chodźcie tutaj !