Kielce, 8 sierpnia 1926 r.
Niecały kwartał minął od zamachu majowego. Jak co roku legioniści zjechali się z całej Rzeczypospolitej na swoje święto. Tym razem święto ich było zwycięskie. Z pewnością większość z nich oczekiwała, iż ich Idol powie, co mogą dla Niego uczynić, jak zagospodarować dawno oczekiwany triumf. Że Komendant w prostych żołnierskich słowach złodziei opieprzy, sanację opisze i da wytyczne.
A tu co ? Historyczne alegorie, opowiastki przy ognisku.
Ale cóż – słuchać trzeba i udawać, że się kuma, o co Marszałkowi biega.
Będą tylko cytata, gdyż całość jest dla mnie całkowicie niestrawna w kontekście niedawnej przeszłości, a najbardziej bliskiej już przyszłości. I te Kielce, których lepiej dla legionistów by nie było !
„Przemawiam do was w Kielcach, w mieście, do którego dziś – naszym ongiś szlakiem, szlakiem kadrówki – biegną dziesiątki i dziesiątki młodzieży. Kielce, może bez swej chęci, związane są z nami i naszymi dziejami tak silnie i tak nierozłącznie ! Dlatego może wydaje się dziwne, a jednak jest prawdziwe, że jadąc do Kielc i będąc dziś w nich, oswobodzić się nie mogę od pewnych myśli. Kielce bowiem wiążą się z osobistymi losami prawie każdego z tych, którzy 12 lat temu wyszli ze mną z Krakowa. Bo losy Legionów, losy legionistów nie należą do zwykłych losów, ani do przeciętnych prawd życiowych. Więc wspominając, myślałem, że kiedy ongiś, 12 lat temu, jeszcze w Jędrzejowie zatrzymywałem bieg naszych kadrówek, gdy jeszcze w Chęcinach wahałem się czy dać rozkaz wmaszerowania do Kielc naszej awangardzie – nie przypuszczałem, że w cztery i coś lat potem w tym samym mundurze strzeleckim, który ongiś nosiłem, przyjmować będę posłów zagranicznych, składających pokłon przedstawicielowi naszego Państwa. Gdy w Chęcinach chwiałem się w swej decyzji, widząc przed sobą bieg wrogiej dywizji kawalerii, która świeżo moją drogę przecięła, nie przypuszczałem wtedy nigdy, że za cztery, pięć, sześć lat dowodzić będę armią polską, bijącą za każdym razem armię nieprzyjacielską.
Tak silnie, tak nierozłącznie wiąże się praca naszych Legionów z przewrotem osobistego życia …...
Dość ! Może kiedyś zdołam te romantyczne, młodopolskie czytanki do gimnazjum ponownie przeczytać.
Ktoś kiedyś powiedział, iż prawdziwy geniusz aktorstwa polega na oczarowaniu publiczności przeczytaniem jej książki telefonicznej. W 1926 roku książka telefoniczna nie była dziełem obszernym, lecz z pewnością na kieleckim zjeździe święciła by triumfy …
Sądząc po objętości opisu tego przemówienia, gdyż nikt z obecnych nie był w stanie spisać jego stenogramu, trwało to co najmniej dwie godziny w tym manierystycznym stylu, pełnym powtórzeń i rozwlekłości.
Książki telefonicznej mi trzeba ….. Albo wyzwisk ......