Dnia 19 kwietnia 1929 roku wezwany zostałem przez pułkownika (Aleksandra) PRYSTORA do Komendanta, do Inspektoratu na godzinę szóstą wieczorem.
Pan Marszałek przyjął mię w drugim pokoju pytaniem, czy obawiam się jakichś rozruchów względnie niepokojów na dzień pierwszego maja.
Odpowiedziałem, że niewątpliwie manifestacje będą, ale większych rozruchów się nie spodziewam.
W ostatnich czasach była manifestacja w postaci krzyków narodowców w jednym z kin Warszawy po zgaszeniu świateł, a więc po ciemku. Samo to już świadczy o słabości manifestujących.
Dalej jeden z posłów ludowych, który wyjechał na wieś agitować przeciw rządowi, usłyszał od swych wyborców chłopów, że najlepiej byłoby, gdyby posłowie i urzędnicy otrzymywali połowę tych poborów, które mają obecnie. Świadczy to niewątpliwie o słabych wpływach w terenie posłów opozycyjnych. Komuniści, po pobiciu ich w roku zeszłym, wyszukują pretekstów, by nie manifestować tłumnie 1 maja. Wobec czego większych manifestacji w dniu 1 maja nie spodziewam się, jak również bójek wśród manifestujących, podobnych do tych, jakie były rok temu.
Pan Marszałek odpowiedział, że bez względu na to, jakie będzie nasilenie manifestacji pierwszomajowych, policja ma nie reagować na krzyki, śpiewy, a nawet bójki manifestantów. Natomiast z całą energią i siłą wystąpić należy wobec każdej strzelaniny na ulicy i zdusić ją wszelkimi siłami w zarodku.
Zameldowałem posłusznie, że przygotuję wszelkie środki ostrożności w myśl tych rozkazów, i zameldowałem swoje odejście.
Wygląd i humor Komendanta – dobry.
28-05-01 Krwawe święto pierwszomajowe w Warszawie |