Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Żeligowski Lucjan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Żeligowski Lucjan. Pokaż wszystkie posty

29-03-01 Co mogli generałowie zrobić z grochem i kapustą

02-28 Wesołe budżety, czyli groch z kapustą

W kołach sejmowych prowadzi się teoretyczne dociekania, czy list byłego ministra spraw wojskowych gen. Stanisława SZEPTYCKIEGO zapowiadający wystąpienie do sądu z oskarżeniem o oszczerstwo przeciwko Marszałkowi PIŁSUDSKIEMU w związku z zarzutami o „rozkradanie pieniędzy z budżetów wojskowych na kolacyjki z dziewczynami z domów publicznych” wywrze dalsze konsekwencje.
Koła parlamentarne zwracają uwagę, że list gen. Szeptyckiego zwrócony jest do pozostałych ministrów spraw wojskowych, a więc do gen. Kazimierza SOSNKOWSKIEGO, Władysława SIKORSKIEGO i Lucjana ŻELIGOWSKIEGO. Spośród trzech tych generałów tylko gen. Żeligowski może wystąpić, gdyż jest na emeryturze.
Generałowie Sosnkowski i Sikorski pozostają w służbie czynnej dlatego do sądu odwołać się nie mogą. Przepisy wojskowe wymagają, ażeby gen. Sosnkowski, jako generał inspekcyjny stanął z raportem do swego bezpośredniego przełożonego, a więc do Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych.
Generał Sikorski jest również w służbie czynnej i jest do dyspozycji ministra spraw wojskowych, winien wobec tego stanąć do raportu do ministra spraw wojskowych.
W obu więc wypadkach generałowie ci, gdyby chcieli usłuchać wezwania gen. Szeptyckiego musieliby zameldować się z zażaleniem do Marszałka Piłsudskiego.

27-10-27 Generał Lucjan ŻELIGOWSKI przechodzi w stan spoczynku

Warszawa, 27 października 1927 r.

W południe w kasynie garnizonowym Marszałek PIŁSUDSKI wydał śniadanie na cześć generała broni Lucjana ŻELIGOWSKIEGO, który na własną prośbę przechodzi w stan spoczynku.

W śniadaniu wzięli udział wszyscy ministrowie z Marszałkiem PIŁSUDSKIM na czele, wszyscy inspektorowie armii oraz trzej dowódcy okręgów korpusów gen. Stanisław MAŁACHOWSKI (Łódź), Jan WRÓBLEWSKI (Warszawa) oraz Leon  BERBECKI (Toruń).
Pierwszy toast wygłosił oczywiście Marszałek PIŁSUDSKI, zaznaczając, iż nie będzie mówił o zasługach Generała, gdyż o nich mówi już obszernie historia, chce tylko na cześć człowieka o nieskazitelnym charakterze wznieść ten kielich.

27-10-08 To już otwarta prowokacja wobec Litwy

Wilno, 8 października 1927 r.

Z okazji siódmej rocznicy oswobodzenia Wilna przez wojska gen. Lucjana ŻELIGOWSKIEGO udali się do tego miasta Marszałek PIŁSUDSKI oraz ministrowie DOBRUCKI, STANIEWICZ i KNOLL w towarzystwie płk Józefa BECKA, ppłk Aleksandra PRYSTORA, majora WENDY i porucznika ZAĆWILICHOWSKIEGO. W dniu następnym dojechali do Wilna jeszcze naczelnik wydziału wschodniego MSZ Tadeusz HOŁÓWKO, a z Rygi poseł polski w Łotwie Juliusz ŁUKASIEWICZ.
Oficjalnie wizyty te poza uczestnictwem w obchodach rocznicowych mają na celu poinformowania się na miejscu o nastrojach w związku z ostatnimi aresztowaniami Polaków na Litwie i Litwinów na Wileńszczyźnie. Sfery rządowe są świadome iż wroga Polsce propaganda zagraniczna będzie się starała uczynić dowód polskiej agresywności.


(do rozszerzenia)

26-04-22 Minister Lucjan ŻELIGOWSKI - w wojsku nic się złego nie dzieje

Warszawa, 22 kwietnia 1926 r.

Na zgłoszoną w senacie 31 marca 1926 r. interpelację w sprawie szerzenia rozstroju w armii, pan minister spraw wojskowych udzielił następującej odpowiedzi:
Poczuwam się z tytułu mojego stanowiska do pełnej odpowiedzialności za całokształt życia wojska i czyniąc zadość życzeniu pana premiera, mam zaszczyt na interpelację senatorów Juliusza ZDANOWSKIEGO (Endecja), Stanisława NOWODWORSKIEGO (Stronnictwo Pracy), Stanisława BIAŁEGO (Piast), Stanisława KASZNICY (Klub Chrześcijańsko Narodowy) i innych odpowiedzieć, co następuje, zaznaczając, że odpowiedź ta jest stwierdzeniem jedynie moich poglądów jako ministra spraw wojskowych.

WOJSKO JEST ZDROWE

`1. Ocena moralnego poziomu wojska, zawarta w interpelacji nie odpowiada istotnemu stanowi rzeczy. Wystąpienia publiczne kilku generałów na łamach prasy zostały zrozumiane jako objaw „zatrważającego rozprzęgania armii”.
Stwierdzam, że te odosobnione fakty nie mają nic wspólnego z ogólnym nastrojem wojska i że obawy co do załamania się armii pod względem jej wartości moralnej są całkowicie płonne.
Wojsko jest najzupełniej „zdrowe”. Mogę wyrazić jedynie uznanie dla jego rzetelnej i sumiennej pracy. Korpus oficerski, a zwłaszcza ta jego część, która przebywa w atmosferze pracy liniowej, pomimo trudnych warunków materialnych, ma głębokie poczucie karności wojskowej i świadom jest odpowiedzialności, jaka na nim ciąży.
Zarzut załamania dotyczyć może jedynie jednostek na szczycie naszej hierarchii wojskowej. Przyczyny tego załamania leżą w znacznej mierze poza wojskiem i sięgają tak głęboko w strukturę naszego życia państwowego, że nie mogą się ograniczyć do formalnego oświetlenia wypadków będących przedmiotem interpelacji.
`II. Nasze czynniki polityczne nie zdołały dotychczas zorganizować naczelnych władz obrony państwa.
W rezultacie praca rządu nad całokształtem zagadnienia obrony państwa nie jest skoordynowana, a „szczyty” wojska, odczuwające od lat pięciu brak podstaw ustawowych, znajdują się w stanie bezwładu. Stanowimy pod tym względem smutny wyjątek.
GENERAŁOWIE – POLITYCY

`III. Ten błąd zasadniczy wyciska swe piętno na całym życiu wojska. Przy niezorganizowanych władzach naczelnych ministrem spraw wojskowych nie może być osoba cywilna, gdyż przypadają mu w udziale funkcje czysto wojskowe, rola zaś generała powołanego na to stanowisko jest dwuznaczna.
Jest rzeczą bezsporną, że generał w służbie czynnej – a takimi byli wszyscy dotychczasowi ministrowie spraw wojskowych – winien reprezentować przede wszystkim czynnik fachowy i że w dziedzinie spraw politycznych nie może stosować metod gry partyjnej. Szukanie większości na gruncie parlamentarnym przez angażowanie się to bądź „na prawo” to „na lewo” jest równoznaczne – przynajmniej w moim pojmowaniu – z wyzbywaniem się cech żołnierskich.
Nasze stronnictwa nie doceniają powyższego momentu. Powtarzając sakramentalne słowa o apolityczności wojska, jednocześnie świadomie lub nieświadomie wciągają do swej gry politycznej.
Stworzyliśmy typ generała – polityka, typ żołnierza oklaskiwanego przez jednych i dyskredytowanego publicznie przez drugich. Jest to równoznaczne z marnowaniem generałów i demoralizowaniem korpusu oficerskiego, gdyż prostolinijna struktura ducha wojskowego nie jest dostosowana do takich wahań. Zaspokojenia ambicji oficer szukać winien jedynie na gruncie pracy wojskowej.
WALKA Z PIŁSUDSKIM

`IV. Dalszą przyczynę, komplikującą nasze życie wojskowe, widzę w niezdrowym ustosunkowaniu się pewnych czynników politycznych do osoby Marszałka PIŁSUDSKIEGO.
W okresie najbardziej intensywnych działań wojennych Marszałek PIŁSUDSKI, jako wódz naczelny, był napastowany z bezprzykładną zaciętością i z odrzuceniem wszelkich skrupułów, jakich zdawałoby się – wymagała groza chwili.
Stworzono smutny precedens bezkarnego szargania czci ludzkiej.
Po skończonej zwycięsko wojnie, poczynając od roku 1923, wytworzyła się sytuacja fałszywa: z jednej strony stwierdzano nawet oficjalnie, że powrót Marszałka PIŁSUDSKIEGO do czynnej pracy wojskowej jest konieczny, z drugiej zaś strony nie uczyniono nic, aby ten powrót umożliwić.
Natomiast we wszystkich pokojowych planach mobilizacji personalnej dowództw wyższych, zatwierdzanych kolejno przez dotychczasowych moich poprzedników, na stanowisko wodza naczelnego w razie wojny był przewidywany Marszałek PIŁSUDSKI.
Uważam, że harmonijna współpraca ministra z generałem przewidzianym na naczelnego wodza jest moim obowiązkiem; sadzę, iż w tych warunkach jest rzeczą zrozumiałą, że dążę do tego, aby były i przypuszczalnie przyszły wódz naczelny powrócił do czynnej pracy wojskowej i że pogląd ten, nie oparty na żadnych przesłankach politycznych, wyraźnie wypowiedziałem.
O JEDEN WYWIAD

Przebieg wypadków był następujący:
12 lutego 1926 r. ukazał się wywiad z Marszałkiem PIŁSUDSKIM. Na skutek ostrych słów, skierowanych pod adresem austriackiego sztabu generalnego, jeden z generałów b. austriackiego sztabu generalnego zwrócił się do mnie z żądaniem publicznego zadośćuczynienia, zapowiadając, że w przeciwnym razie pociągnie marszałka do sądu za „notoryczne oszczerstwo”.
W rezultacie, w całej tej przykrej sprawie otrzymałem łącznie 13 pism o nader jednak jednolitym brzmieniu; obok formalnego oskarżenia marszałka o „oszczerstwo”, obok próśb o stwierdzenie, kogo marszałek w swym oskarżeniu ma na myśli, miałem i pisma, potępiające ten sposób reagowania i stwierdzające lojalność w stosunku do b. Naczelnego Wodza.
O fakcie otrzymania zażalenia powiadomiłem marszałka, prosząc go o wypowiedzenie się. Na podstawie otrzymanej odpowiedzi wydałem dnia 20 marca 1926 r. rozkaz, w którym stwierdziłem, że „krytyka wypowiedziana nie dotyczy ogółu oficerów, pochodzących z b. austriackiego sztabu generalnego”.
Rozkaz ten okazał się wystarczającym zadośćuczynieniem dla 11 oficerów, czterech wniosło skargi do sądu (jeszcze przed ogłoszeniem mojego wyjaśnienia), skargi te zostały jednak ostatnio przez samych oskarżycieli wycofane.
Gen. Stanisław HALLER i gen. Stanisław SZEPTYCKI wystąpili na niedopuszczalną dla oficerów służby czynnej drogę publicznej samoobrony, ogłaszając w prasie swe listy otwarte.
Była to reakcja na imienne przytoczenie ich nazwisk w liście marszałka do mnie. List ten, wbrew moim intencjom, marszałek ogłosił w prasie, tłumacząc się, iż był do tego kroku zmuszony, gdyż zarzut „notorycznego oszczerstwa” jaki go spotkał ze strony głównego inicjatora zlikwidowanych obecnie zażaleń, był również zrobiony „publicznie”.
Szczerze nad tym ubolewam, że charakter zatargu pomiędzy marszałkiem PIŁSUDSKIM a generałem SZEPTYCKIM wyklucza skuteczną interwencję z mojej strony i że wojsko traci generała, którego kwalifikacje służbowe, jako instruktora armii, wysoko cenię.
Zarazem nadmieniam, że w sprawie załagodzenia tego sporu uczyniłem wszystko, co generał na moim miejscu mógł był uczynić.

`VI. Na zakończenie muszę wyrazić ubolewanie, że interpelacja została ujęta w formie uwłaczającej godności ministra spraw wojskowych i w formie, poniżającej jego autorytet, co nie jest – zdaniem moim – pożyteczne z punktu widzenia państwowego.
W odpowiedzi, wbrew moim zasadom, poruszam momenty polityczne, zmuszony jednak jestem do tego wobec ciężkiego zarzutu „rozprzęgania armii”, jaki interpelacja zawiera”
Minister spraw wojskowych
 

26-04-21 Marszałek PIŁSUDSKI ostrzega przed generałem Władysławem SIKORSKIM

21 kwietnia 1926 r. przed południem odbyła się w Belwederze konferencja, w której udział wzięli oprócz gospodarza Pana Prezydenta Stanisława WOJCIECHOWSKIEGO, Marszałek Józef PIŁSUDSKI, premier Aleksander SKRZYŃSKI oraz minister spraw wojskowych gen. Lucjan ŻELIGOWSKI.
Rozmowy dotyczyły warunków na jakich Marszałek PIŁSUDSKI ewentualnie wszedł w skład rządu. Głównym warunkiem przedstawianym już od dłuższego czasu jest opracowanie nowej ustawy o najwyższych władzach wojskowych oraz ustalenia ścisłego zakresu uprawnień Prezydenta Rzeczypospolitej w stosunku do wojska i obrony Państwa. Przed końcem rozmowy z Zamku wyszedł premier SKRZYŃSKI, co wiązało się ze sprawami dymisji rządu.
 
(................)
 
 

26-04-21 Niepodpisane oświadczenie Marszałka o spotkaniu w Belwederze 21 kwietnia 1926

Warszawa, 21 kwietnia 1926 r.

Po konferencji w Belwederze Marszałek PIŁSUDSKI podyktował i polecił podać do prasy niżej przytoczone oświadczenie.

Dla uniknięcia fałszywych plotek i przypuszczeń z powodu pobytu Pana Marszałka PIŁSUDSKIEGO w Belwederze, oświadcza on, że rozmowy, które miały miejsce, nie dotyczyły w żadnym stopniu kryzysu gabinetowego.
Toczyły się one, zgodnie z zaproszeniem Pana Marszałka jeszcze w niedzielę, dokoła próby wypracowania nowej ustawy o najwyższych władzach wojskowych oraz interpretacji Konstytucji w związku z uprawnieniami Prezydenta Rzeczypospolitej w stosunku do wojska i obrony państwa.
Rozmowy były prowadzone w tej materii z Panem Prezydentem, z p. Aleksandrem SKRZYŃSKIM oraz z gen. ŻELIGOWSKIM.
Pan Aleksander SKRZYŃSKI przed końcem rozmowy odszedł.
Pan Marszałek, odkładając wyjaśnienie swego stanowiska, które zajął w tej sprawie, podał jedynie do wiadomości, że na zakończenie rozmów wyraził swoją zupełną nieufność w możliwość szybkiego załatwienia w sejmie nowej ustawy; dalej – zaznaczył, że nie będzie w stanie prowadzić żadnej poważnej rozmowy o swojej pracy w wojsku bez cofnięcia z sejmu leżącej tam dotąd ustawy p. SIKORSKIEGO o najwyższych władzach wojskowych, wreszcie dodał, że ostrzega Pana Prezydenta przed użyciem gen. SIKORSKIEGO w pracy czy to w centralnych instytucjach wojskowych, czy to, jak już słyszał, na stanowisku ministra spraw wewnętrznych.

Coraz częściej i z lubością Pan Marszałem mówi o sobie w trzeciej osobie. Ponadto bark jest oznaczenia, kogo oświadczenie miano opublikować w prasie.

26-02-19 Rząd znalazł pretekst do odroczenia decyzji o ustawie o najwyższych władzach wojskowych

Warszawa, 19 lutego 1926 r.

Z dużym zaciekawieniem oczekiwano wyniku posiedzenia rady ministrów, na którym miała zapaść decyzja w sprawie wycofania z sejmu ustawy o najwyższych władzach wojskowych i ściśle związana z nią sprawa dymisji gen. Lucjana ŻELIGOWSKIEGO.
Posiedzenie rozpoczęło się o godz. 18, a o godz. 21 wydano oficjalny komunikat:
Przed przystąpieniem do dyskusji nad wnioskiem ministra spraw wojskowych w sprawie wycofania z sejmu projektu ustawy o naczelnych władzach obrony państwa, prezes rady ministrów odczytał pismo Pana Prezydenta Rzeczypospolitej wystosowane do rady ministrów, w którym Pan Prezydent prosi radę ministrów o udzielenie mu odpowiedzi co do jego uprawnień, wynikających z konstytucji, jako zwierzchnika sił zbrojnych państwa oraz co do stosunku jego w sprawach obrony państwa do rządu, a w szczególności do ministra spraw wojskowych.
Wobec tego rada ministrów poleciła premierowi, ministrowi spraw wojskowych i ministrowi sprawiedliwości przygotowania odpowiedzi na pytania postawione przez Pana Prezydenta i przedłożenie jej radzie ministrów do aprobaty.
W związku z tym rada ministrów uchwaliła poczynić kroki celem odroczenia obrad komisji sejmowej nad projektem ustawy o naczelnych władzach obrony państwa oraz postanowiła powziąć decyzję co do wniosku ministra spraw wojskowych w sprawie wycofania ustawy z sejmu dopiero po przyjęciu odpowiedzi na pismo Prezydenta.

26-02-09 Pan Marszałek wywiad daje na temat swój ulubiony - Marszałka PIŁSUDSKIEGO

Warszawa, 9 lutego 1926 r.

Wywiad w "Kurierze Porannym" po rozmowie Marszałka PIŁSUDSKIEGO w Belwederze z Panem Prezydentem Stanisławem WOJCIECHOWSKIM.


Prasa przyniosła wiadomość, że toczą się z Panem Marszałkiem pertraktacje o wejście do czynnej pracy w wojsku. Czy Pan Marszałek nie zechciałby udzielić informacji w tej sprawie ?

Nie mogę potwierdzić, aby pertraktacje z panem prezesem gabinetu były w jakikolwiek sposób toczone. Wobec tego wolę to nazwać rozmowami, które raczej, mówiąc językiem dyplomatycznym, były długotrwałym i męczącym dla mnie „pourparler”, które wreszcie absolutnie zerwałem wczoraj.

Czy można prosić Pana Marszałka o oświetlenie motywów tej decyzji ?

Motyw zawsze jest jeden i ten sam. Jasno zawsze wypowiadałem się, że ustawa o najwyższych władzach wojskowych, wniesiona do sejmu przez poprzedni rząd, jest szkodliwa dla państwa, szkodliwa dla wojska, a jednocześnie ma charakter umyślnego ubliżenia mnie, Józefowi PIŁSUDSKIEMU. Dlatego też przy wszystkich „pourparler”, jako pierwszy warunek jakichkolwiek poważniejszych rozmów, stawiałem wycofanie tej ustawy z sejmu, do czego, jak wiadomo, jest zawsze upoważniony rząd i prezes ministrów. Z chwilą zaś, gdy się dowiedziałem o próbie aktywowania tej ustawy z takimi czy innymi odmianami, czy nowymi dodatkami, zdecydowałem jasno i wyraźnie nie znosić nadal ubliżającej w stosunku do mnie, a sądzę i wojska, gdy handlowania między stronnictwami i partiami oraz prezesem Rady Ministrów. Zwrócę panu uwagę, że do takich metod w stosunku do mnie jestem przyzwyczajony w tym państwie i doskonale cele i zamiary tej gry rozumiem. Gra taka jest prowadzona tak dawno, jak państwo polskie istnieje, i wynika ona stąd, że jestem człowiekiem zmuszającym swoją pracą do szacunku dla siebie, niezależnie od stosunku do mnie, wypływającego z jakichkolwiek bądź innych względów. Byłem Naczelnikiem Państwa i zdołałem w r. 1918 zapewnić spokój i wyrastanie państwa mimo powszechnego zatracenia się w powodzi zjawisk, wobec których zdziczałe w tchórzostwie i upokorzeniu niewoli społeczeństwo wyglądało tak, jak gdyby drżało przed samym istnieniem Polski, jako niepodległego państwa. Zdołałem otoczyć sztandary nasze tak wielkimi zwycięstwami, jakich nawet pradziadowie nie znali, i dokonałem tego wówczas, gdy to samo tchórzostwo czyniło orła białego żółtym ze strachu.
Dosyć przypomnieć SPAA, któremu zaprzeczyłem zwycięstwami, i niecną jazdę do głównej kwatery nieprzyjaciela podczas zagrożenia stolicy.
Wreszcie, wbrew zwyczajom polskim, potrafiłem, odchodząc – z powodów politycznych – od pracy państwowej, nie żądać nic od ubogiego państwa, a zapewnić sobie i swojej rodzinie życie własną pracą.
Rozumiem dobrze, że nad takim człowiekiem nie łatwo jest przejść do porządku, dopóki jeszcze oddycha i żyje. Lecz nigdy nie rozumiałem i nie rozumiem braku odwagi cywilnej u ludzi, którzy gotowi są zawsze zapewniać, że o powrocie moim do pracy państwowej tylko marzą, robiąc przy tym, jak małe pieski, wszystkie możliwe małe, drobne, nikczemne obrazy w rodzaju komisji historycznej z fałszywymi dokumentami, w rodzaju prób dyskutowania stale o mnie beze mnie, jakoby dla dogodzenia i satysfakcjonowania mnie. System ten, tak stały w naszym państwie, który, sądziłem, będzie po upadku poprzedniego gabinetu zaniechany, został z lubością przyzwyczajeń wznowiony w całej rozciągłości, z całą nienależną takiej procedurze powagą, i to w kwestii obrony państwa w razie konfliktu zbrojnego, gdzie wszyscy najspokojniej twierdzą ciągle, że jedynym człowiekiem, który w tym wypadku wziąć musi na swoje barki całą odpowiedzialność, ma być nie kto inny, jak zwycięzca we wszystkich bitwach, które prowadził osobiście, Józef PIŁSUDSKI. Nie mogę przemilczeć, że uważam ten intrygancki system za ubliżający pracy, którą wykonałem dla państwa.
Gdy zaś pomyślę, że ten system, związany z ustawą, jest nie czym innym, jak aktywizowaniem wszelkiego rodzaju „Naczelnych Dowództw”, jako prawa dla Polski, i gdy z własnego doświadczenia wiem, jak to instytucje „Naczelnych Dowództw” ułatwiały swoją pracą nie komu innemu, jak nieprzyjacielowi, uzyskanie przewag nad nami, - nie mogę nie być oburzonym na ludzi, którzy nigdy w skórze żołnierza nie byli, gdyż przeważnie od służby w wojsku uciekli, a później wyciągnęli ręce po beneficja, związane – dla mnie zupełnie wyraźnie – z ustawą o najwyższych władzach wojskowych.

A czy Pan Marszałek omawiał tę kwestię z ministrem, gen. Lucjanem ŻELIGOWSKIM ?

Pan gen. ŻELIGOWSKI stale rozmawiał ze mną i twierdził, że za główne zadanie poczytuje sobie wprowadzenie mnie do czynnej służby w armii. To też był dzisiaj u mnie i oświadczył, że czyni ostatnią próbę spowodowania cofnięcia tej ustawy z sejmu. Poszedł, o ile mi się zdaje, z gotową dymisją w kieszeni. Nie mogę więc nic, jak dotąd, zarzucić gen. ŻELIGOWSKIEMU, który, zdaje się, przy tej szarpaninie stracił nawet na zdrowiu.
Czy dymisja ministra Jędrzeja MORACZEWSKIEGO pozostaje w jakimś związku z tą sprawą ?
Pan Moraczewski stawiał jako jeden z postulatów przy wstępowaniu do gabinetu – jak mi to sam oświadczył – powrót mój do wojska, nie chcąc być ministrem, jeśli sprawa ta nie jest stanowczo zdecydowana. Prosiłem go wówczas, a było to przed samym sformowaniem gabinetu, by zechciał nie wiązać swojej osoby z tą sprawą. Uczyniłem zaś tak dlatego, że ceniąc wysoce tyloletniego mego przyjaciela i jego zawsze uczciwą i rozumną dla państwa pracę, nie chciałem mieć na swoim sumieniu zwiększenia jego kłopotów nie tylko w rządzie, ale i we własnym klubie. Pan Moraczewski na razie się zgodził, lecz wiem, że będąc również drażliwym na wady naszych urządzeń politycznych, stawiał wniosek w rządzie o rozpoczęcie pertraktacji ze mną. Zaplątał się prawie natychmiast w sieciach metod, tak mi dobrze znanych, a które opisywałem wyżej. Lecz wyjścia p. Moraczewskiego z gabinetu – zgodnie z jego wyjaśnieniami – nie jest wcale ze mną związane. Chyba ten splot intryg i różnych machinacji przyczynił się do wewnętrznego stanu niezadowolenia, o co już nie chciałem pytać przyjaciela.

Czy Pan Marszałek ma jakieś przypuszczenia co do konsekwencji wczorajszego – jak Pan to określił – zerwania pertraktacji ?

Droga, o ile mnie się zdaje, jest otwarta dla nowej ery SIKORSKIEGO, gdyż mocno wątpię, żeby przy takim moim postanowieniu sprawy łatwo było znaleźć wyższego oficera, który by się podjął po próbie gen. ŻELIGOWSKIEGO powtarzać jego doświadczenia.